Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 13 sierpnia 2014

Wyścig na ¼ mili – Hyundai Veloster Turbo


Indywidualista


Decydując się na Hyundaia Velostera Turbo, dołączacie do elitarnego grona czterech właścicieli tych aut w Polsce. To nie jedyna zaleta, bo samochód potrafi się też wyróżnić nietypowym lakierem, układem drzwi i dość egzotycznym, jak na Hyundaia silnikiem z turbo. Dlaczego więc auto stało się handlową porażką producenta? Odpowiedź znajdziecie kilka akapitów niżej.


Ile razy po jakiejś porażce, albo życiowym zawodzie mieliście ochotę wynieść się z Waszego miejsca egzystencji i przenieść się gdzieś, gdzie moglibyście wszystko zacząć od nowa? Na pewno przynajmniej kilka. Wszystko przez amerykańskie filmy, w których główny bohater, po – najczęściej – silnym tąpnięciu emocjonalnym decyduje się na przeniesienie się w jakieś inne miejsce, by móc zapomnieć o swojej porażce i zacząć wszystko od początku. Jedni pomyślą, że taki bilet w jedną stronę jest oznaką słabości. I może trochę jest w tym racji, aczkolwiek po co człowiek ma żyć z takim ciężarem, kiedy dzień w dzień musi oglądać ludzi i miejsca, które już nie kojarzą się tak dobrze jak kiedyś?


Szczerze powiedziawszy też naszła mnie ta myśl, ale nie z powodu jakiejś porażki. Mój problem był trochę inny, ponieważ wyjście z tylnej kanapy Hyundaia Velostera Tubo wcale nie należy do przyjemności. W sumie dużo bardziej wolałbym być przeciśnięty przez wyżymaczkę. Już sam pomysł, by z auto miało dwoje drzwi z prawej strony wydaje się być głupi. Przede wszystkim dlatego, że tych śmiesznych wrót nie da się zaprojektować tak, by można było przez nie wygodnie wejść. Dlatego też zastanawiam się co też musieli zażyć projektanci i dlaczego aż tak dużo, że wpadli na tak absurdalny pomysł. Bardziej logicznym byłoby zrezygnowanie ze środkowego słupka i zrobienie małych drzwi otwieranych pod wiatr, tyle, że ktoś wcześniej już taki pomysł miał. Była to Mazda RX-8, która pod względem łatwości wsiadania na tylną kanapę zostawia Hyundaia daleko w tyle. Dalej, niż stąd do Seulu.


Tym bardziej zastanawia mnie fakt, po co Hyundai udziwnia tak bardzo to auto. Przecież i bez tego, na ulicy bardzo mocno zwraca na siebie uwagę. Ogromna atrapa chłodnicy przywodząca trochę na myśl Audi, światła z efektownie wyglądającymi LED-ami, centralnie umieszczone dwie końcówki wydechu, czy matowy lakier mocno podkreślający wszelkie przetłoczenia prezentują się bardzo efektownie. Odrobiny efekciarstwa dodaje tylko maska z atrapami wylotów powietrza – dobrze wygląda, póki ktoś nie zorientuje się, że owe kratki przykrywają blachę.

Wracam do środka. Poza całkiem wygodnymi fotelami nie widzę tu jednak zbyt wiele rzeczy, na których zawiesiłbym oko. Panel klimatyzacji wygląda przeciętnie i nie jest intuicyjny. Plastiki są raczej równie nijakiej jakości, co można usłyszeć chwytając za uchwyty drzwi, a zegary praktycznie niczym nie różnią się od tych w i30. Starter na konsoli centralnej, aluminiowe nakładki na pedały i napis Turbo na fotelach to jeszcze trochę mało, jak na sportowego mieszczucha, który zapragnął być jeszcze szybszy.


To właśnie dlatego dobrze znany silnik 1.6 GDi został doposażony w turbosprężarkę, czego efektem jest podniesienie mocy o 51 KM. Nie oznacza to, że o Velosterze można myśleć, jak o prawdziwie rasowym GTI, bo do tego nadal mu bardzo daleko. To po prostu bardzo sprawnie jeżdżący hatchback, który lubi w mieście dość sporo wypić. W zamian oferuje sprint do 100 km/h w 8.4 sekundy, a dalsze rozpędzanie się zakończy się dopiero na wartości „214 km/h”. Powyżej wspomnianej setki również może być ciekawie. Szczerze zaskoczony byłem tym, jak sprawnie Veloster Turbo potrafi kłaść wskazówkę prędkościomierza. I jakby tego było mało, w zakrętach również może być ciekawie. Auto pokonuje je bardzo pewnie, jednak cały czas w moim mniemaniu jest zbyt miękkie. Co jak co, ale w tym samochodzie Hyundai mógłby odstawić na bok swoją politykę robienia „komfortowych samochodów dla Europejczyków”. Takich sportowych hatchbacków my nie lubimy!


I w ostatecznym rozrachunku mam lekki dylemat. Jako hot hatch Veloster Turbo nie jest warty uwagi. Jako „Warm hatch” już tak, aczkolwiek cena prawie 108 tysięcy złotych była irracjonalnie wysoka (Velostera Tubo już nie kupicie w Polsce). Zobaczmy, co można nabyć za te pieniądze. 220 konny Volkswagen Golf GTI to wydatek tylko o 790 zł wyższy. Nie chcecie wydawać na 180 KM aż takich pieniędzy? Z pomocą przyjdzie Opel z Astrą Sport, która takie stado „opchnie” Wam za 92 950 zł.


To jeszcze nie koniec. Jeśli szukacie czegoś mocniejszego, to za pieniądze przeznaczone na Velostera będziecie mogli poważnie pozastawiać się co wziąć. Citroen DS4 1.6 THP o mocy 200 KM kosztuje od 104 tysięcy zł, zaś Kia Pro cee’d GT z takim samym tabunem koni będzie Wasz za niespełna 87 tysięcy. Mało? A co powiecie na Forda Focusa ST z 2 litrowym silnikiem o mocy 250 KM? Jeśli będziecie mieli przygotowane 107 900 zł na Velostera Turbo i zechcecie zaczepić o salon Forda, to wyjedziecie z niego z zaoszczędzonym w kieszeni Kazimierzem Wielkim.


Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Jeśli nic Was nie przekonało, to Renault ma Megane Sport z 220 konnym silnikiem za uwaga... 88 550 zł. Na tym też nie koniec, bo za jakieś 1 500 zł mniej od Velostera będziecie mogli rozważyć też 265 konną wersję, szerzej znaną jako „RS”. Znacie jakiś powód, dla którego warto zrezygnować z tych wszystkich aut i kupić Velostera Turbo? Ja nie.





























Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz